50 twarzy błota - Cyklokarpaty odsłona pierwsza, Przemyśl
Źródło: Paulina Capanda
04 May 2015 07:27
tagi:
Gomola, Cyklokarpaty, Przemyśl
RSS Wyślij e-mail Drukuj
Kiedyś, jeden z francuskich malarzy epoki romantyzmu, Eugène Delacroix powiedział: „Gdybym nie miał farb, malowałbym błotem” – myślę, że gdyby już w tamtych czasach istniało MTB, Eugeniusz podzielałby naszą pasję do kolarstwa.

Zacznijmy jednak od genezy niniejszego tekstu. Rozpoczęliśmy już 18 kwietnia serią Bike Maraton. W weekend majowy przyszedł czas na inaugurację imprezy Cyklokarpaty, która za swój pierwszy etap wybrała Przemyśl. Przemyśl, Przemyśl… Legendy głoszą o tamtejszych trasach, urokach tych regionów oraz ich niewątpliwej odmienności od warunków do jakich przywykliśmy w Beskidach. Ku przestrodze, jeśli legenda coś głosi – to tak jest.

cyklokarpaty

Ranek. Za oknem deszcz, daleko od majówkowej, grillowej temperatury. Pojawiają się pierwsze wątpliwości, ale skoro jednak przejechaliśmy taki kawał drogi, już za późno by się wycofać. Z drugiej strony taki test przed MTB Trophy może się przydać, bo tam jak wiemy, pogoda zwykle nie rozpieszcza zawodników. Pozostaje przyodziać przeciwdeszczowe ubranka i pojechać na start. Już rozgrzewka uświadamia, że słowo „przeciwdeszczowe” jest mocno przesadzone…

cyklokarpaty

Stojąc w sektorze startowym słyszę za plecami rozmowę dwóch zawodników i wyrwane z kontekstu „chciałbym, żeby już było za 3 godziny” – kilka osób zaczyna się śmiać i GO! No to jedziemy. Pierwsze kilometry wybrukowanymi uliczkami w stronę Zamku Kazimierzowego - potem było już tylko gorzej. Po kilkunastu kilometrach zaczynam mijać wycofujące się osoby – powody pewnie różne, zły dzień, defekt, strach przed legendarnym błotem, tak czy owak postanowili jednak pokibicować kolegom na mecie, sami będąc już przesuszonymi. Powiem Wam szczerze, że słuchając od znajomych historii o tym błocie myślałam, że przesadzają, ale na sprawdzenie tej teorii nie czekałam długo. Wjechaliśmy w leśne single, nie było tam jednak błota, bo błotem nazwałabym tereny po deszczu z odrobiną kałuż tu i tam, w tym lesie była po prostu jednak wielka KUPA gliniastej mazi, która oblepiała wszystko – opony, napęd, buty, a odpryskując spod kół doskonale trafiała w twarz, w oczy i wszędzie gdzie się tylko dało. Nienormalna – tak o sobie pomyślałam, widząc co się dzieje. Myślę, że wszyscy którzy decydowali się dojechać do mety także pomyśleli o sobie w trakcie tego maratonu używając równie pieszczotliwego przymiotnika. Może pocieszeniem był fakt, że przez większość czasu padał deszcz, więc maseczka błotna na twarzy nie zasychała, co niewątpliwie pomagało się uśmiechać w momentach tragicznych i komicznych jednocześnie.

cyklokarpaty

W trakcie tej błotnej przeprawy o kadencji bliskiej biegającemu w kółku chomikowi, były też odcinki spacerowe, a raczej ślizgowo-spacerowe. Mieliście kiedyś sen, że chcecie przed czymś uciekać, ale nie możecie biec? Właśnie takie uczucie towarzyszyło mi na niektórych fragmentach trasy... jedziesz, ale rower stoi w miejscu, próbujesz iść, ale stopy nie pokonują metra, chcesz trochę zejść, a kończysz ślizgiem na czterech literach. Do tego wszystkiego twój odpicowany rower waży nagle 5 kg więcej, a przemoknięte buty, oblepione gliniastą masą odmawiają posłuszeństwa i nie możesz się wpiąć w pedały. Tak się ślizgając na pewnym podjazdo-podejściu mamroczę sobie pod nosem: „człowiek mógł zostać w domu, odpalić grilla i czerpać z uroków majówki”. Na te słowa odwraca się jakiś już mocno upodlony kolega przede mną i mówi „phi… jak amatorzy?”. W tle znowu słyszę śmiech kilku osób, mi również oczywiście nie udało się opanować mimiki twarzy na tle tego komizmu sytuacyjnego. Pozostało więc tylko trochę podumać nad nienormalnością tej naszej „subkultury” i jechać dalej. Co jakiś czas spotykam znajome twarze, a raczej znajome napisy na spodenkach teamowych, bo twarze wszystkich przypominały już tylko Shreka – krótkie wymiany zdań, standardowe „co ci się zepsuło?” i jedziemy dalej. Kilometry lecą, ale tego też do końca nie dało się śledzić - licznik również zebrał trochę brązowej mazi spod kół. Przeplatają się osoby z różnych dystansów, ja wyprzedzam tych z dystansu hobby, którzy dołączyli do naszej trasy, mnie wyprzedzają gigowcy, którym niewątpliwie ta cała przeprawa przez te mokradła szła jakoś zdecydowanie sprawniej i powoli wszyscy dojeżdżamy do upragnionej mety. DONE. Byliśmy, wystartowaliśmy, przejechaliśmy i jak zawsze pozytywnym akcentem zaznaczyliśmy naszą obecność. Wrażenia pewnie na długo zapadną w naszą pamięć i te pozytywne, i te traumatyczne na widok stanu rowerów już „po”.

cyklokarpaty

W tym całym szaleństwie jest jednak metoda – bo kto powiedział, że malować można tylko farbami?

Komentarze:
Tego artykułu jeszcze nikt nie skomentował.
Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby skomentować ten artykuł.
Jeżeli nie posiadasz konta, zarejestruj się i w pełni korzystaj z usług serwisu.
Grupa Kolarska
Gomola Trans Airco
Get the Flash Player to see this rotator.
Wirtualne360
Gomola Trans Airco
Panorama 360, Gomola Trans Airco  - Team MTB

Najpopularniejsze artykuły
Subskrypcja
Promuj serwis LoveBikes.pl
RSS Wyślij e-mail Facebook Śledzik Gadu-Gadu Twitter Blip Buzz Wykop



Polecamy
Wejdź i zobacz!
Wspieramy:
MTB Marathon MTB Trophy MTB Challenge
© 2012-2016 Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie zawartości serwisu zabronione.
All right’s reserved.